Skip to content Skip to footer

Pan mnie powołał – Rozmowa z s. Franciszką Marchelak CSL

Pan mnie powołał

„Powołanie zakonne daje szczęście, jakiego świat dać nie może. Człowiek jeśli ulegnie woli Najwyższego, o niczym nie myśli i staje się ślepym narzędziem Bożym”. – bł. Ignacy Kłopotowski –

Jak rodziło się Siostry powołanie?

O powołaniu – tak mówiąc ogólnie – zaczęłam myśleć już w pierwszej klasie szkoły średniej, a może nawet wcześniej. Zastanawiałam się nad słowem powołanie, co ono znaczy, i nad tym, jak rozumieć to, że Pan kogoś powołuje. Szukałam odpowiedzi w Piśmie Świętym, różnych książkach i świadectwach osób powołanych, a przede wszystkim w relacji z Jezusem na modlitwie. Po lekturze Dzienniczka św. s. Faustyny zapisałam w swoim pamiętniku: „Będę siostrą zakonną, tylko nie wiem jeszcze w jakim zgromadzeniu”. I tak stopniowo odkrywałam w sobie to powołanie.

Kiedy pierwszy raz pojechałam na rekolekcje do Loretto i poznałam siostry loretanki, odczułam w sercu wielki pokój i chęć, a wręcz pragnienie, by być jak one. Miałam wtedy jeszcze przed sobą do ukończenia dwie klasy szkoły średniej i zdanie matury. Przez te dwa lata ta myśl nie dawała mi spokoju. Pan coraz bardziej pociągał mnie za sobą, a loretanki rozbrajały swoją otwartością i gościnnością. Duch Maryjny i ten klimat Loretto, Domku Loretańskiego, gdzie zamieszkiwała Święta Rodzina bardzo mnie zachwycały. To tu z siostrami można było porozmawiać, pomodlić się, a nawet pośmiać, a przede wszystkim poczuć się zupełnie jak w domu.

To właśnie w tym miejscu poprzez częste powroty na rekolekcje czy tak po prostu – z pragnienia serca, trwając na kolanach przed Matką Bożą, radząc się ks. Ignacego, przygotowywałam siebie i moją rodzinę na podjęcie tej ostatecznej decyzji. Odpowiedź na pytanie o to, co tak naprawdę wpłynęło na ten wybór, pozostaje i dla mnie tajemnicą. Jedno jest prawdą – Pan mnie powołał, a ja właśnie w tym zgromadzeniu odkryłam to właściwe miejsce, które dawało i stale daje mi pewność, że wybrałam właściwą drogę – tę, którą Pan dla mnie wyznaczył. Czy nie warto zostawić wszystko, by jeszcze więcej otrzymać? Ja tak uczyniłam i nie żałuję!

Odkąd jest Siostra w zgromadzeniu?

W zgromadzeniu jestem od sierpnia 2003 r., wstąpiłam do niego po ukończeniu szkoły średniej i zdaniu matury. Po ośmiu latach formacji złożyłam profesję wieczystą, ślubując Bogu na wieczność – czystość, ubóstwo i posłuszeństwo.

Co w charyzmacie pozostawionym przez ks. Ignacego Kłopotowskiego jest dla Siostry najważniejsze?

Ojciec Ignacy przekazał nam – jako swoim duchowym córkom – nad wyraz bogaty charyzmat, który jest bardzo aktualny także dzisiaj. Dla mnie najważniejsze jest to, byśmy na potrzeby dzisiejszego Kościoła odpowiadały słowami: „Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”. Chodzi więc o włączanie wszystkiego, co podejmujemy, w zbawczą misję Chrystusa. Wielką troskę dla nas loretanek stanowi to, by apostolstwo słowa drukowanego, które rozwija się jak dotąd w czterech krajach (w Polsce, we Włoszech, w Rumunii i na Ukrainie), docierało do wszystkich ludzi – bez wyjątku i aż po krańce świata. W naszej odpowiedzi na potrzeby Kościoła nie brakuje też pomocy dzieciom potrzebującym ciepła czy uwagi, służby osobom starszym w domach opieki, posługi w parafiach i w naszych wspólnotach zakonnych. Naszą codzienną misję jesteśmy w stanie wypełniać tylko w złączeniu z Eucharystyczną Ofiarą Chrystusa, a także z Maryją, która jest wzorem ofiarnej służby człowiekowi. To właśnie zjednoczenie z Chrystusem i ofiarna praca uświęcają całe nasze życie.

Czym zajmuje się Siostra w zgromadzeniu?

Obecnie szósty rok pracuję w Wydawnictwie Sióstr Loretanek, w tzw. komputerowni, przy składzie tekstów, łamaniu i grafice. Wcześniej pracowałam również w naszym wydawnictwie Mimep-Docete we Włoszech. Prawie całe moje życie zakonne, oprócz czasu formacji, poświęcone jest zajęciu, którą niezmiernie ukochał nasz Ojciec Założyciel, czyli pracy w apostolstwie słowem drukowanym, co stanowi nasz główny charyzmat. Podejmowałam m.in. prace w introligatorni, w drukarni i przy montażu. Ta praca, mimo trudów, daje mi wiele radości. Dzięki niej mogę rozwijać moje ukryte talenty, zdobywać nowe umiejętności i tak niepostrzeżenie docierać do wielu ludzi z Dobrą Nowiną o Jezusie, do których tak po ludzku, z moją nieśmiałością, nie byłabym w stanie dotrzeć.

Jak w zgromadzeniu trwa pamięć o Ojcu Założycielu?

Pamięć o Ojcu trwa nieprzerwanie w naszym zgromadzeniu. Jeszcze za swego życia Ojciec powtarzał: „Nie martwcie się, gdy umrę. Wtedy będę mógł więcej u Boga wyprosić, więcej się będę wami zajmował. Jestem waszym Ojcem i nim pozostanę na zawsze”. We wspólnocie sióstr od samego początku istniało przekonanie o świętości ks. Ignacego. Bardzo często w trudnych początkach zgromadzenia doświadczały one ingerencji z nieba, którą przypisywały swojemu Ojcu. Tak jest i do dziś. Ojciec Założyciel towarzyszy nam na co dzień. Każdego dnia wspólnotowo i indywidualnie zanosimy do niego nasze prośby, ubogacamy się jego słowami – czytamy jego krótkie myśli, tak by wywierały wpływ na naszą codzienność. Sprawia to wrażenie, jakby to On sam każdej z sióstr przypominająco szeptał do ucha: „na tej ziemi nie pozostaje ci nic innego, jak tylko modlić się i cierpieć, modlić się i przebaczać, modlić się i miłować”.

Ojca Założyciela można dostrzec w każdym z naszych domów. Czczone w nich są jego relikwie, a na własność posiada je także każda z nas. W bardzo wielu pomieszczeniach naszych domów ks. Ignacy umieszczony jest na obrazach, jakby to on sam osobiście nieustannie nam towarzyszył.

Mnie zachwyca jego ojcowska dobroć, zauważenie każdej loretanki – robi to jak prawdziwy Ojciec, a w szczególnym miejscu przy swoim sarkofagu w kaplicy w Loretto otarł już niejedną moją łzę.

Wybór życia zakonnego nie jest dziś popularny wśród dziewcząt, a czy dla Siostry to droga, która daje szczęście?

Odpowiadając na to pytanie, posłużę się słowami Ojca Założyciela, który powtarzał: „Powołanie zakonne daje szczęście, jakiego świat dać nie może. Człowiek jeśli ulegnie woli Najwyższego, o niczym nie myśli i staje się ślepym narzędziem Bożym”. To właśnie kroczenie tą drogą czyni mnie szczęśliwą, co po prawie 20 latach dalej z radością potwierdzam. Obecnie nie wyobrażam sobie innej drogi, która by dała mi większe szczęście.

To dzięki Oblubieńcowi moja miłość do Niego staje się świeża co rano – jak poranna rosa. To w relacji z Nim odkrywam siebie jako kobietę, która może wiele dać, bo niesamowicie dużo otrzymuje. I jestem pewna, że Pan powołał mnie właśnie po to, aby uczynić mnie szczęśliwą. A wszystkim dziewczętom, które uważają, że życie zakonne to już nie na dziś, życzę zaufania Panu Bogu i odwagi, bo naprawdę warto…

UDOSTĘPNIJ

Sign Up to Our Newsletter

Be the first to know the latest updates

[yikes-mailchimp form="1"]