Skip to content Skip to footer

Młodzi z Loretto na ŚDM

Młodzi z Loretto na ŚDM

Niedawno wróciliśmy z Portugali ze Światowych Dni Młodzieży (część z nas bez swoich walizek, ale to szczegół). Codziennie dostawałam i dostaję pytania: jak było? A ja nie wiem, co powiedzieć, bo co można powiedzieć na szybko o szesnastu dniach pełnych przeżyć, przeróżnych emocji i przygód. Że było fajnie? No nie, bo czasami wcale nie było. Moje nastawienie, z jakim tam pojechałam, było mega słabe, mimo tego, że w zasadzie złe warunki, jakieś trudności związane z lokalizacją nie są mi straszne, ale po prostu za szybko i za dużo działo się w moim życiu. Niedokończone sprawy, przeprowadzka, zmiana pracy, a tu kolejny wyjazd i to na pół miesiąca.

Oczywiście Bóg jest w stanie dać dużo więcej, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić (w sumie dziwne, że mnie to jeszcze dziwi, ale On chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać).

Wylądowaliśmy w Porto i zaczęły się pytania, ej a w sumie to gdzie my będziemy mieszkać? Będziemy mieli gdzie się umyć? Co zjeść? Będziemy spać na podłodze? I wtedy na lotnisku witają nas Portugalczycy, Edgar i Marta trzymający w ręku tabliczkę z napisem „witamy w Espinho”. Zabrali nas do miejsca, gdzie czekali na nas ludzie o 1.00 w nocy przy stole pełnym jedzenia. Zostaliśmy podzieleni na grupy i przetransportowani do… domów.

Do ludzi, którzy stali się nam tak bardzo bliscy jak rodzina. Niezliczona ilość dobra, opieki i miłości, jakiej doświadczyliśmy od naszych „babć, mam, dziadków” (bo właśnie tak ich nazywaliśmy) była poza skalą.

W Espinho byliśmy jedyną, trzynastoosobową grupą z Polski. Oprócz nas było kilka innych narodowości, ludzie z różnych stron świata zebrani w jednym mieście po to, żeby wspólnie spotkać się na modlitwie, obserwować i poznawać siebie nawzajem. Wspólna Msza święta, którą każdy przeżywał tak gorliwie, modlitwa Ojcze nasz wypowiadana w kilku językach naraz sprawiała, że jeszcze bardziej można było czuć to, że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Jedynego i Wszechmogącego Boga.

Centralne dni w Lizbonie kosztowały nas dużo cierpliwości; chyba właśnie jej, haha. Drugi tydzień razem, temperatura poszła w górę, doszło zmęczenie, a program wymagał wysiłku coraz więcej.

40 stopni ciepła, kolejki, ścisk w metrze, tłumy na dworcach, ludzie, wszędzie ludzie i przelewające się hektolitry miłości!!

Młodzi ludzie przyjaźni, uśmiechnięci, rozśpiewani, roztańczeni i rozmodleni (kolejny dowód na to, że radość w Panu jest naszą siłą).

Park Edwarda, dookoła setki tysięcy młodych ludzi, oczywiście ścisk, tysiące różnych flag, niektórzy nawet wchodzili na drzewa czy światła drogowe, byle tylko być bliżej i więcej widzieć. Witaliśmy wtedy papieża Franciszka, który przejeżdżał obok sektorów. Przytoczył wtedy tak istotne słowa, podziękował nam za przybycie i za to, że odpowiedzieliśmy na wezwanie Jezusa.

WEZWANIE IMIENNE. Każdego. Jezus powołał w s z y s t k i c h, którzy stali tam razem ze mną.

„Ty, Ty i Ty! Każdy z nas! Wszyscy zostaliśmy wezwani po imieniu. Naszym imieniu”.

Nie sposób jest opowiedzieć o wszystkim, choć tak bardzo bym chciała, żeby każdy doświadczył tego, czym i Kim jest Kościół, żeby młodzi ludzie w tak trudnych czasach usłyszeli głos Jezusa, który wypowiada także ich imię.

People from Espinho you will always be in my heart, see you soon!!

Julia Rudnik

UDOSTĘPNIJ

Sign Up to Our Newsletter

Be the first to know the latest updates

[yikes-mailchimp form="1"]