(…) opamiętał się i poszedł. (Mt 21, 30)
Jeżeli mam odwagę szczerze patrzeć we własne serce, odkryję tam obu synów z dzisiejszej Ewangelii. I to już mi pokazuje, jak jestem wewnętrznie rozbity, jak mi brakuje prawdziwej wolności. Gdy dobrze mi się powodzi, jestem gotowy do wielkich rzeczy, robiąc wrażenie człowieka wielce uduchowionego, ale gdy cierpienie weryfikuje prawdę o mnie, wtedy buntuję się i wszystko się wali. Dlaczego tak? Bo zapominam, że jestem dzieckiem Ojca – głęboko i szczerze umiłowanym! Wydaje mi się, że żyję jak porządny katolik, ale w mojej relacji z Nim jest dużo powierzchowności, dużo interesowności. Czego mi brakuje, aby była ona bardziej żywa, aby była pełna smaku, pełna entuzjazmu, aby ją przeżyć z pasją…? Może trochę więcej zaufania, zawierzenia, prostoty…, miłości bezwarunkowej. Może czas, abym się opamiętał. A Jezus wprost mnie pyta: „Co o tym myślisz?”. I dalej: „Co z tym zrobisz?”.
s. M. Lorena CSL